Tytuł: Kokaina
Wydawnictwo: Mawit Druk
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 91
Jak zapewne się domyślacie dziś "pod młotek" idzie książka Barbary Rosiek pt. "Kokaina". Informacje o wydawnictwie itd. znajdują się u góry. W związku z tym, że jest to lektura, która budzi wiele kontrowersji, pragnę zaznaczyć, iż wyrażam swoją subiektywną opinię, a nie prawdę ogólną.
Książka napisana jest w formie wspomnienia. Autorka wprowadza czytelnika w brutalny świat nałogu: "świat rządzący się swoimi prawami, gdzie ciało staje się towarem, za który można kupić upragnioną działkę- świat pozbawiony miłości i zrozumienia." Bohaterka opowiada nam swoją historię. Od samego początku, od swojego dzieciństwa, które było pozbawione miłości:
"Doprawdy, nie pojmuję dlaczego od początku tak mnie raniono. Jaki to rodzaj nienawiści uprawnia do znęcania się nad bezbronną istotą? Chcieli upodobnić mnie do siebie, bo tylko w ten sposób mogli z czystym sumieniem zwalić winę na mnie."
Barbara dobitnie stwierdza i tkwi w przekonaniu, że matka jej nie kochała. Jednocześnie okazuje skłonność ludzi do postępowania ze szczególnym zwracaniem uwagi na to "co powiedzą ludzie":
"Ona od początku chciała mojej śmierci. To proste i oczywiste, dlatego takie porażające. Aborcja emocjonalna, jeżeli nie masz odwagi sięgnąć po realny skalpel. Nie możesz przecież wyskrobać własnego dziecka, co by ludzie powiedzieli. Lecz kiedy się już pojawi, można nienawiść ukryć pod poświęceniem, można zawsze obwinić ofiarę. Oto jest, patrzcie, wyrodne dziecko, syn marnotrawny, upadła córka. A myśmy tak kochali, karmili, opierali, dawali pieniądze na najlepszych lekarzy, odcinali pętle, wyciągali z więzień, prali zasrane gacie. Zawsze gotowi do usług, tylko niech się już zabije skutecznie. Co za ulga, można pomnik postawić, kwiaty posadzić, specjalnie dla nienasyconych oczu sąsiadów ronić łzy."
Zapewne wiąże się z tym późniejszy strach przed macierzyństwem, aborcja oraz zaciekawione spojrzenia kierowane w kierunku kobiet w ciąży:
"Poraziła mnie myśl, że jakiś samiec zapragnie wlać we mnie swoje nasienie i wydam na świat jeszcze jedno niekochane istnienie, być może sobowtóra, którego będę chciała zniszczyć."
"Zabieg wykonano w szpitalu. Oto mordowałam własne dziecko. Także inne kobiety przybyły pozbyć się problemu. Pociąg śmierci podążał w przepaść do słoja z formaliną lub kosza na śmieci i dalej do krematorium."
"Z zaciekawieniem, ale i dziwną tęsknotą przyglądałam się kobietom w ciąży."
Dodatkowo w domu, oprócz przemocy, braku poczucia bezpieczeństwa oraz matczynej troski i opieki, pojawił się również alkohol:
"Od 10. roku życia, w czasie gdy ojciec poznawał smak alkoholu, przestałam płakać, a oczy nabrały przenikliwego spojrzenia, którym hipnotyzowałam otoczenie niczym wąż nieruchomo polujący na drobne gryzonie."
Bardzo zaintrygował mnie fakt pisania słowa "Śmierć" z wielkiej litery. Ukazana jest ona jako osoba. Zaczęłam się zastanawiać, co to może znaczyć. Swoje głębsze przemyślenia zostawiam dla siebie, aby nie narzucać gotowej interpretacji innym :) :
"Obserwowałam Śmierć poprzez, wywoływane przez nią, rozpacz czy rozdrażnienie innych dorosłych i jakieś majestatyczne, chwilowe przeżycie, czasami paniczny lęk lub ulgę tych, którzy pozostali. Sądzę, że właśnie wówczas zaczęłam poznawać jej smak- tej towarzyszki, której do dzisiaj jestem wierna. Która do dziś jest mi wierna."
Wielkimi literami zapisany jest również wyraz "ZŁO":
"W ciemnościach nocy, kiedy przychodziło ZŁO, które paraliżowało wszystko, widywałam diabły o szklanych oczach lub wciągał mnie wir tworów nieustannie zmieniających kształty. Usiłowały opleść i skonsumować moje ciało. Kim były?"
Autorka ujawnia swoją niechęć do płci męskiej. Co ciekawe, opisuje również historie związane z prostytucją. Czasami nawet wzajemnie się one przeplatają:
"Kiedy miałam 16 lat, zostałam zgwałcona przez trzech młodych mężczyzn, w nocy, w jednym z parków obcego miasta, dokąd zawędrowałam po zbyt dużej dawce alkoholu. Nigdy nikomu tego nie mówiłam. Od tamtej chwili spoglądałam na mężczyzn z wystudiowaną nienawiścią. Wspomnienie tamtej nocy wyzwalało we mnie niepohamowaną agresję, wystarczył niewielki bodziec- kadr filmu, przeczytany fragment książki, przypadkowy dotyk męskiej dłoni. Atakowałam z furią wszystkie przedmioty przypominające kształtem penisa. Kiedy lekarz, podczas jednej z wizyt dotknął mojej piersi, dostałam torsji."
"Pod wpływem kokainy oddawałam się każdemu mężczyźnie za każdą cenę. Gotowość do współżycia była wprost niewyobrażalna."
Jednak mimo tych bolesnych i trudnych doświadczeń w bohaterce zostaje chęć, potrzeba bliskości, która nie jest niczym przymuszona:
"Dopiero teraz, kiedy wiem, że się rozpadam, chcę, żeby ktoś mnie przytulił, maskując przejmujący go wstręt. NIE! Nie chcę kolejnej fałszywej miłości."
Podczas pisania zdałam sobie sprawę, że ta jakby nie patrzeć recenzja zaczyna zamieniać się w streszczenie. Ogólnie rzecz biorąc "Kokaina"została nafaszerowana realistycznymi obrazami walki z nałogiem, erotyką, zagadnieniami natury egzystencjalnej i religijnej. W mojej ocenie książka bardzo dobra. Czytałam ją drugi raz. Proszę was: NIE CZYTAJCIE JEJ W POŚPIECHU! Skupcie się. Spróbujcie zrozumieć. Sama za pierwszym razem przeczytałam ją pobieżnie, czego bardzo żałuję. Krzywdą dla tej książki i dla nas samych jest to zrobić.
Przygotowując się do napisania tego posta patrzyłam również na opinie innych, czytając je na rozmaitych forach. Najwięcej negatywnych komentarzy dotyczyło języka, który według dużej części osób był wulgarny i obrzydzał. Oczywiście nie każdemu może odpowiadać takie słownictwo i bezpośredni sposób przekazywania. Jednak gdy Sienkiewicz ukazywał realia epoki w "Krzyżakch" w dialogach, które przepełnione były staropolską mową, to nikt go za to nie beształ, a wręcz przeciwnie- spoczął za to na laurach. Nie obrażając oczywiście tutaj pana Henryka, którego twórczość bardzo cenię, mimo że "W pustyni i w puszczy" czytałam swego czasu miesiąc ostatecznie nie kończąc :D. Dlaczego więc krytykujemy panią Barbarę za jej realizm?
Podsumowując, mimo wszystko, zachęcam do przeczytania. Jednak zaznaczam, iż pozycja jest... specyficzna. Jak już wspomniałam, jest to moja subiektywna opinia ;).
Banan :)
Ps. Zastanawiam się dlaczego wyrazy "Bóg", "Śmierć", "Demon" pisane są z wielkiej litery, a "diabeł" z małej. Przypadek czy jakiś głębszy sens? Jeśli ktoś ma jakąś ciekawą teorię, niech napisze w komentarzu lub na otaczytablog@gmail.com.