Tematem moich dzisiejszych przemyśleń będą lektury szkolne. Na wstępie uprzedzam, że opinia przedstawiona w tym poście jest moim subiektywnym odczuciem.
Skojarzenia z lekturami szkolnymi
Nie wiem jak wy, ale ja nie mam dobrych skojarzeń. Może zacznijmy od początku... W klasach 1-3 podstawówki czytałam, bo "pani zadała, a mama kazała". 4-6 było tym okresem, gdzie rodzice nie pilnowali mnie przy każdym zadaniu, co prowadziło do niezbyt uważnego czytania. Nie było nakazów i sprawdzania. Natomiast w gimnazjum... zapoznałam głębiej chyba tylko "Zemstę" Aleksandra Fredry. Kiedy byłam jeszcze w podstawówce, nie lubiłam NIENAWIDZIŁAM czytać. Mówię całkiem poważnie. Gdy poszłam dalej, moja polonistka kazała nam prowadzić "dzienniczek lektur". Musieliśmy w ciągu miesiąca przeczytać i opisać jedną książkę (nie lekturę) i cztery artykuły. Moją pierwszą pozycją był "Pamiętnik narkomanki" Barbary Rosiek. Właśnie wtedy zaczęła się przygoda z czytaniem, która trwa do dziś. Jednak mimo tego, że "pożerałam książki", nie czytałam lektur. Dziś kojarzą mi się ze zmuszaniem, straconym czasem oraz ciągłymi jedynkami z polskiego...
Dlaczego nie czyta(ła)m lektur?
Dużo osób zadaje mi to pytanie. Czytałam wszystkie inne książki, ale nie lektury. Po części chodziło o prawdę powszechnie znaną, że nie lubię być do czegoś zmuszana. Ale głównym powodem było coś innego. Gdy sięgam po książkę lubię się w nią zagłębiać. Zwracać szczególną uwagę na to, co mnie faktycznie interesuje. Z lekturami był i jest ten problem, że zawsze miałam w głowie jedną myśl : "Co będzie na sprawdzianie?". Cała magia uciekała. Czytanie było męczące. Zamiast przyjemności, stawało się koszmarem.
Lektury vs streszczenia
Moja klasa aktualnie liczy 26 osób. Lektury czyta... może 10. Większość woli streszczenia (w tym i ja). Straszne? Smutne? Prawdziwe. Podejrzewam, iż w dużej ilości przypadków tak jest, bo lenistwo wygrywa. Jednak ja (i pewnie znajdzie się jeszcze sporo osób) jestem żywym dowodem na to, że lenistwo nie jest głównym czynnikiem powodującym brak zainteresowania tego typu pozycjami.
Wywyższanie? lektur
Nie zliczę ile razy słyszałam coś w stylu: "Zostaw tą głupią książkę! Weź może jakąś lekturę przeczytaj!". Szkolne pozycje obowiązkowe zyskały niebywały szacunek. Tak moi drodzy, szacunek. To, że nie przeczytałam "Krzyżaków" wcale nie oznacza mojego braku owego szacunku. Mimo wszystko poszło to odrobinę w złym kierunku. KAŻDEJ książce należy się szacunek. Nawet takiej, która nam się nie podobała. Dlaczego? Chociażby dlatego,że ktoś poświęcił swój cenny czas, aby ją napisać. Jednak miano "lektura szkolna" nie zawsze dobrze na nas oddziałuje. Zwykle wtedy, gdy musimy ją czytać.
Czy zmuszanie do czytania ma sens?
Tu zdania są podzielone. Uczciwie się przyznam, że sama nie mam pojęcia.Może nie tyle co nie mam pojęcia, a nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony są osoby, które wykazują zainteresowanie lekturami. Jednak pomyślcie sobie ile mniej byłoby jedynek, gdyby nie te nieszczęsne lektury :D. Nie przeszkadzają mi one jakoś szczególnie, bo i tak sobie poradzę. Tu streszczenie, tam koleżanka opowie... Ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
Jakie jest wasze zdanie? Podzielcie się w komentarzach jaka była wasza najgorsza lub najlepsza lektura szkolna. Jak zawsze chętnie poczytam.
Banan :)
Ps. Teraz będziecie mogli trochę się ze mnie pośmiać... Uświadomiłam sobie, że gdyby jakimś cudem ten post przeczytałaby moja pani od polskiego to miałabym niezłe kłopoty. Także trzymajcie kciuki, żeby tak się nie stało XD.